Są takie momenty kiedy cieszę się jak dziecko, gdy znajdę świetną płytę. Tego typu uczucie powoduje, że nie potrafię się opędzić od ciągłego odtwarzania znaleziska. W ostatnim czasie taką perełką jest album “The Inevitable End“, zespołu Röyksopp, którego słucham w wolnych chwilach. Postaram się w tej recenzji opisać co najbardziej urzekło mnie w tym krążku.

Futurystyczna elektronika prosto z Norwegii

Röyksopp to norweski duet, którego założycielami są Torbjørn Brundtland i Svein Berge. Zespół działa już od ponad 20 lat na rynku muzycznym, czego efektem jest 5 albumów studyjnych. “The Inevitable End”, to jak do tej pory 5 rozdział w karierze skandynawskich muzyków. I to rozdział pełen emocji i różnorodności. Na rozgrzewkę otrzymujemy “Skulls” oraz “Monument”, które wprowadzają nas w futurystyczny nastrój. Kiedy wydawać by się mogło, że album będzie osadzony na mocnej elektronice otrzymujemy “Sordid Affair. To spokojny numer opowiadający o smutnym rozstaniu dwojga kochanków.

Dalsza część to tak naprawdę mieszanka nastrojów, którą dostarcza nam Röyksopp. Widać to szczególnie gdy zestawimy ze sobą “Save me”, “Running to the Sea” i “Rong”. Każda z tych piosenek sprawia wrażenie, jakby pochodziła z odmiennych płyt. Mimo to otrzymujemy projekt, który nie sprawia wrażenia składanki dodawanej dawniej do gazet. Swoje pięć minut popularności w rozgłośniach radiowych miał remix DJ-a Antonio utworu “Here She Comes Again” nagranego we współpracy z Jamie Irrepressible.

Udane współprace to zdecydowany atut “The Inevitable End”

Skoro poruszony został wątek gościnnych występów, to trzeba przyznać, że na “The Inevitable End” spotkamy ich dosyć sporo. Wśród zaproszonych gości znaleźli się Robyn, Man Without Country, Susanne Sundfør oraz wspomniany wcześniej Jamie Irrepressible. Ich obecność nadaje wyjątkowego charakteru utworom, w których się pojawiają. Dostrzegam to najbardziej w przypadku Robyn, która świetnie komponuje się z norweskim duetem.

Gdybym miał szukać na tej płycie mankamentów, to upatrywałbym ich w podziale utworów. Bardzo dobra pierwsza część przeradza się w poprawną drugą, na której częściej można usłyszeć kompozycje instrumentalne. Jednak, gdy spojrzymy na to z innej perspektywy, to otrzymujemy 17 bardzo dobrych utworów, wśród których ok. 10 towarzyszy mi dość często. To bardzo dobry wynik, mając na uwadze to, że czasem cały odbiór płyty ciągnie do góry jeden singiel.

“The Inevitable End” to niespełna półtorej godziny solidnej elektroniki opakowanej w różnorodnej stylistyce. Choć album w tym roku obchodzi swoje 6 urodziny to uważam, że wciąż sporo w nim świeżości. Z pewnością to muzyczne odkrycie jeszcze nie raz w tym roku będzie mi towarzyszyć

Ocena: 8/10

Zobacz też mój ostatni artykuł: http://www.altermusic.pl/the-wombats/


0 komentarzy

Dodaj komentarz

Avatar placeholder

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *