Inspiracja stylem retro we współczesnej muzyce nie jest czymś nowym. Każda epoka posiada swoich prekursorów i naśladowców. W przypadku tych drugich ważne jest, aby znaleźć w procesie tworzenia złoty środek i nie zostać kopią swojego idola. Przykładem odpowiednio zachowanych proporcji jest zespół Temples, który zarówno muzycznie jak i wizerunkowo łączy stylistykę The Beatles ze współczesnością. Tym razem obiektem moich przemyśleń na temat brytyjskiej grupy będzie trzeci album studyjny “Hot Motion” wydany w 2019 roku.
“Hot Motion” to ukłon w kierunku rocka z poprzedniej epoki
Muzycy z Temples, choć nie osiągnęli jeszcze zawrotnej popularności, to już od dłuższego czasu porównywani są do czołowych zespołów, jak np. Tame Impala. Nie bez powodu, ponieważ konsekwentnie rozwijają się z każdym projektem, jednocześnie zachowując swój nieszablonowy styl. W “Hot Motion” mamy styczność z albumem składającym się z 11 utworów. Początek tej płyty to zdecydowanie jej najmocniejszy punkt, czego potwierdzeniem są utwory – “Hot Motion” oraz “You’re Either On Something”. W przypadku piosenki tytułowej mamy do czynienia z dobrym współczesnym rockiem charakteryzowanym na przełom lat 70. i 80. Zdecydowanym atutem jest refren, który poprzedzony jest stopniowym budowaniem napięcia. Na pierwszym planie słychać przede wszystkim perkusję oraz gitary stanowiące szkielet utworu. “You’re Either On Something” to z kolei typowy letniak, który przypadnie do gustu osobom udającym się na wakacyjny odpoczynek.
O sukcesie Temples decydują proste środki
Kolejne piosenki swoim poziomem nie odbiegają od klimatu płyty. “Holy Horses” to gitarowa wariacja, która łączy ze sobą nastrój radosnego rocka z odrobiną niepokoju. “The Howl” to przykład stadionowego hitu. Chwytliwy refren, uzależniający rytm i hipnotyzująca gitara sprawiają, że chciałbym udać się na wypełnioną po brzegi arenę, by usłyszeć na żywo skandującą publiczność. W dalszej części płyty warto zwrócić uwagę na “The Beam”, “Step Down” oraz “Monuments”, które nie są tak porywające jak początek albumu, to wciąż nadają jej wyjątkowy charakter. Temples stosuje proste środki, które w przypadku opisywanego krążka sprawdzają się doskonale. Nie usłyszymy tu syntezatorów i wszechobecnej elektroniki. Wręcz przeciwnie, najmocniejszym punktem są instrumenty. W połączeniu z wokalem Jamesa Bagshawa tworzą przyjemną w odbiorze całość.
“Hot Motion” to przykład płyty, która łączy ze sobą przeszłość i współczesność. W połączeniu z wizerunkiem zespołu Temples otrzymujemy ciekawą mieszankę, która zachęca do dalszej jego obserwacji. Nie ukrywam, że z zainteresowaniem czekam na kolejne kroki zespołu, ponieważ ich pomysł na siebie oraz konsekwencja w realizacji budzi uznanie. Szczególnie, że trudno mi utożsamiać się z muzyką lat 70. ze względu na mój wiek. Dlatego twórczość Temples jest czymś w rodzaju udanej adaptacji dzieła sprzed wielu lat. Wierzę, że słuchanie tego zespołu może łączyć pokolenia i być inspiracją do poznawania czasem zapomnianej historii muzyki.
Ocena: 8/10
2 komentarze
Szafira · 31 lipca, 2021 o 9:24 pm
Nigdy nie słyszałam o tym zespole, ale lądują na moim muzycznym radarze. Takie retro brzmienia to coś co bardzo lubię i cieszy mnie, że współcześni artyści oddają hołd zespołom sprzed 50-60 lat.
Pozdrawiam. 🙂
Piotrek (Muzyka na kółkach) · 18 sierpnia, 2021 o 6:32 am
Nigdy dotąd jakoś nie usłyszałem o tym zespole, ale po przesłuchaniu wspomnianych wyżej utworów przyznam, że spodobała mi się ich muzyka. Fajnie, że te retro zrobili po swojemu. Nie ściągali od innych starych zespołów, tylko pięknie wpletli w swój styl.
Pozdrawiam 🙂