Dużym osiągnięciem artystycznym jest stworzenie albumu, którego słucha się z podobnym zaangażowaniem mimo upływu lat. “Relaxer” w mojej opinii wykracza jeszcze bardziej poza te ramy, stając w kontrze do dotychczasowej działalności zespołu. Album ten można docenić albo zupełnie spisać na straty mając na uwadze to do czego przyzwyczaił zespół. Ja należę do tej pierwszej grupy, ponieważ ilekroć sięgam po ten krążek, tym bardziej doceniam jego zawartość.
Alt-J szerszej publice dali się poznać za sprawą albumów “An Awesome Wave” i “This Is All Yours”. Płyty odniosły sukces za sprawą wyróżniających się singli, jak np. “Left Hand Free”, o którym miałem okazję pisać w artykule o muzyce z reklam. Po dwóch w miarę podobnych do siebie materiałach nadszedł czas na coś nowego. I tak oto w 2017 roku ekipa z Leeds opublikowała swoje trzecie wydanie “Relaxer”.
Ten sam zespół mimo odmienionego stylu
Omawiany krążek oferował ze sobą wiele nietypowych posunięć. Pierwszym zaskoczeniem był sam fakt wydania płyty w zupełnie innej stylistyce. Drugim, decyzja wyboru piosenki “3WW”, jako pierwszy singiel. I ostatnim sam zamysł, jaki towarzyszył w momencie powstawania. “Relaxer” to płyta, która trwa zaledwie 40 minut, ale w ciągu których nie da się odczuć gorszych momentów. Zwłaszcza jeśli odpowiada nam panujący na nim nastrój.
Największe wrażenie zrobiły na mnie utwory “In Cold Blood” oraz “Adeline”. Pierwszy, ze względu na brzmienie gitar i perkusji. Numer ten jest połączeniem znanego wcześniej Alt-J w zupełnie nowej odsłonie. Nadal na pierwszym planie przoduje wokal Joe Newmana, ale styl tego utworu daje jemu więcej barw niż dotychczas. I może się to wydawać zabawne, bo Newman nie jest genialnym wokalistą, ale jego głos pasowałby do tego utworu nawet gdyby miał recytować książkę telefoniczną.
“Adeline” to zupełnie inna paleta emocji. Tutaj cały utwór jesteśmy przygotowywani do kulminacyjnego momentu w postaci plemiennego wokalu. Grupa tworząc ten utwór zainspirowała się motywem Hansa Zimmera z “The Thin Red Line”. I muszę przyznać, że to najlepszy element tej płyty.
Drugie życie “House of the Rising Sun”
O największym zaskoczeniu postanowiłem wspomnieć na samym końcu. Pamiętam, że gdy zobaczyłem na trackliście obecność legendarnego przeboju “House of the Rising Sun“, byłem pełen obaw. Żeby brać się za tego typu utwory i nie powielić ich ze znaną dotychczas wersją, trzeba mieć pomysł. W przeciwnym wypadku może to się skończyć nieśmieszną karykaturą. Nie tym razem! Dzieło, za które brało się m.in. The Animals zostało przedstawione zupełnie w inny sposób niż zdążyliśmy się do tego przyzwyczaić. Piosenka ta stała się delikatną, emocjonalną balladą, która wprowadza w słuchacza w spokojny nastrój nie powodując w nim zażenowania.
“Relaxer” to eksperymentalny album, który można odbierać w różny sposób. Nastawiając się na energetyczny album pełen indie rocka, można się bardzo rozczarować. Jednak, gdy spojrzy się na to obiektywnie, to otrzymujemy krążek od początku do końca spójny, bez gorszych momentów. Według mnie to bardzo dobra płyta, która pokazuje, że Alt-J nie stoją w miejscu i potrafią odnaleźć się w nowej sytuacji. Mam nadzieje, że tego typu doświadczenia będą towarzyszyć mi z każdym nowym projektem brytyjskiego trio.
Ocena: 9/10
Zobacz też mój ostatni artykuł: LINK
5 komentarzy
Donna · 30 listopada, 2019 o 2:58 pm
Przyjemne nuty, nie słyszałam ich wcześniej 😉
Zołza z kitką · 30 listopada, 2019 o 6:57 pm
Nie znałam zespołu wcześniej – muszę im się przyjrzeć (albo raczej przysłuchać;))
Jaka matka takie dzieci · 1 grudnia, 2019 o 5:49 pm
Chętnie przesłucham bo szczerze mówiąc nie znam żadnego ze wspomnianych utworów.
Kinga · 1 grudnia, 2019 o 11:52 am
Muszę przesłuchać 🙂
AgataMan · 1 grudnia, 2019 o 2:04 pm
Nie znam, prawdę mówiąc w ogóle pierwsze słyszę. Nie mój klimat tak do końca, ale może i dam im jeszcze jedna szanśę 🙂