Są artyści, do których za każdym razem dobrze się wraca. Są również albumy, które za każdym odsłuchaniem oddziałują na nasze emocje. “Missing Link” choć nie jest pełnowymiarowym albumem, a jedynie tzw. EP-ką, to do takich należy. To niekończąca się podróż w znane rejony, która za każdym razem przynosi coś zupełnie nowego.
“Missing Link” stanowi nowy etap w muzycznej karierze Murphy’ego
Nick Murphy to muzyk, którego karierze bardzo uważnie przyglądam się od wielu lat. Jest to jeden z artystów bardzo często trafiających w moje gusta. Na żywo jego utwory brzmią równie dobrze, miałem okazję widzieć go dwukrotnie na koncertach w Polsce. Jeden z nich doczekał się nawet relacji na tym blogu. http://www.altermusic.pl/nick-murphy-warszawa/ Znany na całym świecie jako Chet Faker postanowił tą płytą zerwać z muzyczną kreacją, tworząc jednocześnie nowy rozdział swojej twórczości. W tym celu zmienił swój dotychczasowy pseudonim artystyczny i rozpoczął swój pierwszy rozdział muzyczny pod własnym imieniem i nazwiskiem.
Na starcie mamy do czynienia z utworem “Your Time”. To bardzo zmysłowa piosenka, z której wpływa wręcz świetnie uzupełniający się z syntezatorem wokal wokalisty. To kompozycja rytmiczna, ale jednocześnie brudna w stylistyce. Fani Cheta Fakera zostali poddani próbie już na samym początku nowego otwarcia. Następnie przechodzimy do pożegnania. “Bye”, tak nazywa się krótki instrumentalny motyw trwający zaledwie 90 sekund. Według mnie jest to utwór bez historii. Mamy do czynienia z motywem o psychodelicznym zabarwieniu. I choć nie jest to coś, co musiało się koniecznie pojawić na “Missing Link“, to jeśli miało za zadanie wprowadzić bardziej w słuchacza w nastrój, jestem skłonny to zaakceptować.
“Gotowy, aby się zakochać”
Przechodzimy do kwintesencji tego albumu. Prawdziwa wisienka na torcie. “I’m Ready”, czyli jeden z moich ulubionych utworów w dyskografii Nicka. Piosenka ta pełna jest elektronicznych brzmień stale potęgujących napięcie, jednak to za sprawą charakterystycznego refrenu ma się ochotę ją zapętlić. Trudno wyprzeć z głowy składaną przez Nicka deklarację – “I’m ready, to fall in love”. Dodatkowo czuć w niej industrialny klimat, co moim zdaniem jest równie intrygujące. Tuż po miłosnych deklaracjach spotyka nas zupełnie odmienny nastrój. Tym razem rytmiczne i pełne emocji “Forget About Me”. I choć jeszcze chwilę temu muzyk deklarował w swoim utworze gotowość na miłość, tak zupełnie przeciwstawne odczucia pojawiają się kilka minut później.
Na sam koniec czeka nas najbardziej barwny utwór. “Weak Education”, który zamyka ten mini album jest najbardziej rytmiczną piosenką przypominającą o klubowej przeszłości Murphy’ego. Mamy tu w zasadzie pełny zestaw wszystkiego. Pojawia się szeroka gama instrumentów. Nastrój choć wciąż utrzymany w charakterze wizyty w opustoszałej fabryce, jest nieco bardziej barwny. I przede wszystkim to pierwszy utwór, w którym muzyk ma możliwość pokazania więcej możliwości wokalnych. Przyznam szczerze, że “Weak Education” odbieram, jako muzyczne spoiwo pomiędzy starym Chetem, a nowym Nickiem. Dużo słychać w tej piosence starych elementów wykorzystywanych przy poprzednich albumach w połączeniu z zupełnie nowym stylem.
Skuteczne wyjście spoza strefy komfortu
Można narzekać, że “Missing Link” nie jest tym samym, do czego przyzwyczaił nas dotychczas Nick Murphy jako Chet Faker. Niemniej jednak EP-ka ta stanowi wyjście spoza strefy komfortu i odważny krok w nowym kierunku. Kierunku, który do momentu “Run Fast Sleep Naked”, czyli kolejnego albumu był trudną do rozwiązania zagadką. Dziś już wiemy, że Australijczyk poszukuje zupełnie innych bodźców, aby wyrazić siebie i póki co całkiem nieźle mu to wychodzi. “Missing Link” to album przejściowy, który wielu może zaciekawić, ale również wielu do siebie zniechęcić. Przedstawiony na nim klimat jest dla mnie na tyle intrygujący, że pomimo 3 lat od momentu jego wydania jestem w stanie odkryć zupełnie nowe rzeczy.
Ocena: 8/10
Zobacz też mój ostatni artykuł: http://www.altermusic.pl/muzyczna-wizja-konca-swiata-mgmt-little-dark-age/
1 komentarz
Zuza · 28 maja, 2020 o 10:37 am
Daawno nie słuchałam tej epki, ale ciągle mam ciary na samą myśl o niej. To chyba moje ulubione dzieło Australijczyka. Choć wciąż większy sentyment mam do Built on glass. Ciekawi mnie, jaki będzie jego kolejny krok. Na instagramie widzę, że często przy pianinie przesiaduje.
Nowy wpis na the-rockferry.pl/