Minęły trzy lata od momentu wydania ostatniej płyty Angusa i Julii Stone pt. “Snow”. Wciąż uważam, ją za bardzo dobry materiał, który idealnie wpisuje się w nadchodzącą zimową aurę. Tym razem australijskie rodzeństwo postanowiło o sobie przypomnieć, publikując kolejny pełnowymiarowy album. “Life Is Strange” to wydawnictwo, które zostało zrealizowane na potrzeby gry “Life Is Strange: True Colors“. Płyta jest kontynuacją wieloletniej współpracy z zespołem, która rozpoczęła się w 2010 roku za sprawą utworu “Santa Monica Dream”.
Powrót po czterech latach przerwy Angusa & Julii Stone
Mam wrażenie, że cztery lata przerwy od nagrywania wpłynęły na duet mobilizująco. W tym czasie Angus spełniał się muzycznie w projekcie Dope Lemon, natomiast Julia skupiła się na solowym projekcie. Słychać na najnowszej płycie świeżość, choć jeśli ktoś spodziewa się nagłej zmiany stylu, to tutaj jej nie doświadczy. “Life Is Strange” składa się z 12 utworów, których długość przekracza nieco ponad 45 minut. Singlem promującym jest “Love Song”. Jego ciekawym elementem jest wokal Angusa, który wydaje się wybrzmiewać w tle instrumentów. A tych trzeba przyznać, słychać sporo.
Jednak czym byłaby płyta tego rodzeństwa, gdyby nie znalazło się na niej miejsca na ballady. Podobnie jak w przypadku “Snow“, tak i tym razem mamy sporo miejsca na melancholię i subtelne wokale. Moim zdecydowanym faworytem jeśli chodzi o najlepszy utwór, jest “Take Me Home”. Zarówno uzupełniające się głosy muzyków, jak i dźwięki gitary sprawiają, że nieustannie zapętlam tę piosenkę. Słuchając jej, można poczuć się jak podczas wyprawy w daleką podróż. W podróż do miejsca, gdzie każdy może być bezpieczny. Mogę zapewnić, że ten kawałek wykracza poza fabułę gry komputerowej i doskonale sprawdziłby się w kinowej ekranizacji.
“Life Is Strange” powiela znane dotychczas schematy
Na plus wyróżniłbym także “From a Dream”, w którym głos Julii w moim odczuciu nadaje tej piosence dodatkowego smaku. Pod względem muzycznym najważniejszym tutaj instrumentem jest perkusja, która ożywia senną atmosferę i stanowi kontrast do towarzyszących jej wokali. Za wadę tej płyty uznałbym ostrożność. Trudno powiedzieć czy jest ona spowodowana założeniami wobec projektu gry, czy może wynika z samego rodzeństwa. Niestety momentami mam wrażenie, że gdzieś już pewne zabiegi słyszałem. Jednym z przykładów, który mi się nasuwa na myśl, jest “Heavy Gets Light”. Utwór posiada sporo cech wspólnych z “Chateau” z poprzedniego albumu. I przez tego typu podobieństwa niewiele jest innowacji. Bardziej dostrzegam tu pracę na sprawdzonych dotychczas środkach.
Wspomniana wcześniej ostrożność opiera się nie tylko na inspiracjach, ale także na pojawiającej się monotonii. Brakuje mocniejszych akcentów, które byłyby równoważnią dla ballad. Trudno po przesłuchaniu całej płyty wyróżnić kilka utworów, które wychodzą poza ustalone ramy. Jest przyzwoicie do tego stopnia, że po ostatniej piosence czuć niedosyt. Biorąc pod uwagę “Life Is Strange” jako soundtrack uważam, że spełnia swoje zadanie. Choć nie miałem do czynienia z grą komputerową, do której album został stworzony, to po zapoznaniu się z jej opisem pasuje do nastrojowości. Fani twórczości Angusa i Julii Stone mogą poczuć lekki niedosyt, natomiast dla słuchaczy mających pierwszą styczność z zespołem, to doskonały wstęp do wejścia w muzyczny świat uzdolnionego duetu.
Ocena: 7/10
0 komentarzy