Wielu polskich artystów za swój cel obierało podbój zagranicznych rynków muzycznych. W sporej części przypadków taka próba okazywała się fiaskiem. Do grona polskich dóbr eksportowych dołączyła w 2016 roku Monika Brodka ze swoim albumem “Clashes“. Płyta wywołała poruszenie w naszym kraju nie tylko za sprawą otwarcia się na zachodnie państwa, ale także ze względu na sześcioletnią przerwę od ostatniego albumu. Dlatego też postanowiłem sprawdzić, jak odbieram to dzieło po 5 latach od premiery.
Dwa bieguny dotychczasowej kariery Brodki
Kariera Moniki Brodki rozpoczęła się za sprawą zwycięstwa w trzeciej edycji telewizyjnego show “Idol”. Wygrana w programie otworzyła jej drzwi do rozpoznawalności i pozwoliła na podpisanie kontraktu płytowego z wytwórnią BMG. Ten moment uznałbym za pierwszy etap, który zaowocował wydaniem dwóch płyt pt. “Album” oraz “Moje piosenki”. To właśnie na nich znalazły się takie utwory, jak “Ten”, “Znam Cię na pamięć”, “Miałeś być”, “Dziewczyna mojego chłopaka”, a także “Miał być ślub”. Na drugim biegunie postawiłbym płyty “Granda” oraz “Clashes”, na których Brodka zrywa z dotychczasowym wizerunkiem i stawia na oryginalność.
Szczególnie w przypadku “Clashes” widać koncepcję od pierwszej do ostatniej piosenki. Monika Brodka przyjmuje nieco mroczną stylistykę zarówno na okładce płyty jak i w warstwie muzycznej. Usłyszeć możemy między innymi intrygujące instrumenty w obiektach sakralnych, które nadają charakteru całemu materiałowi. Wokalistkę można porównać do Lykke Li, PJ Harvey oraz wielu innych postaci muzyki alternatywnej. O jakości tej płyty świadczą promujące ją single. “Horses” “Santa Muerte” czy “Up in the Hill” stanowią mocny szkielet.
Nie brakuje także eksperymentów. Wśród nich zamieściłbym garażowe “My Name is Youth”, a także żałobny “Funeral”. Wszystkie te próby zdają się być przynajmniej na przyzwoitym poziomie i w żadnym stopniu nie przyczyniają się do obniżenia jakości całego krążka. Opisywane album świetnie sprawdziłby się w formie soundtracku do artystycznego thrillera. W przypadku zwykłych słuchaczy zapewne nie wszystko przyjmie się dobrze. Dlatego trudno mi ocenić skalę sukcesu lub porażki tej płyty w przypadku chęci podbicia gustów międzynarodowych słuchaczy. Jestem przekonany, że płyta skierowana jest do konkretnej grupy odbiorców muzyki alternatywnej i w jej obrębie broni się swoją jakością.
“Clashes” spełnia wszelkie moje oczekiwania względem koncepcyjnego albumu
W przypadku polskiego rynku uważam tę płytę za przełomową, która spełniła moje oczekiwania względem rozwoju artystycznego piosenkarki z Twardorzeczki. “Clashes” to niemal 40 minut ciekawej przygody w świecie nieco mrocznym, pozbawionym jasnych kolorów. Płyta posiada mocne punkty, które bronią się swoją jakością zarówno w przypadku wersji studyjnej, jak i koncertowej. Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział w dyskografii Brodki. Moje oczekiwania rozbudził singiel “Game Change“, na podstawie którego można dostrzec kolejne zmiany stylistyczne względem poprzednich albumów.
Ocena 8/10
Zobacz też mój ostatni artykuł: http://www.altermusic.pl/daft-punk/
0 komentarzy