W kinematografii wielokrotnie można spotkać się z filmami drogi, czyli rodzajem, w którym akcja w głównej mierze toczy się w trakcie podróży. Tym razem postanowiłem przedstawić płytę, która według mnie wpisuje się w ramy tego motywu. Mowa o “Fever“, czyli czwartym albumie w dyskografii zespołu Balthazar.
“Fever” to czwarty rozdział w karierze zespołu
Balthazar to belgijska grupa indie rockowa, która zwróciła moją uwagę w 2015 roku dwoma singlami “Nightclub” oraz “Bunker”. Choć ubieranie tego zespołu w jakiekolwiek ramy jest nieco krzywdzące, ponieważ trudno właściwie stwierdzić z jakim rodzajem muzyki się utożsamiają. Jeśli ktoś z Was śledzi tego bloga regularnie, to może kojarzyć solowy projekt wokalisty Jinte Depreza znanego jako J. Bernardt. Nadszedł czas, aby przyjrzeć się nieco bliżej jego poczynaniom w zespole. “Fever” to płyta, która została wydana w 2019 roku i składa się z 11 utworów. Grupa postanowiła wydać na świat swój kolejny materiał po czterech latach od poprzedniego. Trzeba przyznać, że przerwa pozytywnie wpłynęła na muzyków, ponieważ można odczuć na prezentowanej płycie dużo świeżości. Być może przyczyniły się na to solowe projekty podejmowane przez nich w przerwie.
Wspomnianą wcześniej podróż rozpoczynamy od tytułowej piosenki, która według mnie posiada wszystko na miarę hitu. Przede wszystkim hipnotyzujący bas, który prowadzi nas przez cały utwór, do tego chwytliwy rytm, który sprawia, że aż chce się ruszyć do tańca. Mimo, że “Fever” trwa aż 6 minut, to jest na tyle zróżnicowany melodyjnie, że nie odczuwa się upływającego czasu. Po obiecującym początku otrzymujemy nieco spokojniejsze “Changes” oraz “Wrong Faces”. Na podstawie tych dwóch utworów można usłyszeć jak wiele dla zespołu oznacza warstwa muzyczna. Elementy perkusyjne, bas, klawisze, skrzypce, to wszystko sprawia, że wokal schodzi na drugi plan, a w zamian chce się więcej instrumentalnych bodźców.
Brak na tyle charakterystycznych elementów co w przypadku tytułowego singla
Chilloutowy nastrój udziela się mniej więcej do połowy albumu. Poza “Fever” otrzymujemy serię coraz to bardziej melancholijnych kawałków, w których nic szczególnego się nie dzieje. Nie twierdzę, że jest źle, ale przyznam, że spodziewałem się zupełnie czegoś innego. Moje narzekanie odmienia nieco druga część płyty, na której znajdują się nieco żywsze “Entertainment” oraz “Wrong Vibration”. Muszę też przyznać, że piosenki umieszczone bliżej końca płyty mają większy według mnie potencjał na zapamiętanie niż te z początku. Szczególnie wymieniony wcześniej kawałek “Wrong Vibration”, który śmiało mogę wyróżnić jako jeden z lepszych elementów tego krążka. Równie dobrze prezentuje się nieco spokojniejsze “I’m Never Gonna Let You Down Again”. Poza tym trudno mi wskazać coś co chętnie zanuciłbym po kilkukrotnym przesłuchaniu “Fever”.
Czwarty album grupy Balthazar podsumowałbym porównaniem podróży z Zakopanego do Gdańska. Na początku czujesz ekscytację planowanym wypoczynkiem. Następnie dopada Cię zmęczenie spowodowane staniem w korku. A gdy jesteś już blisko celu, stwierdzasz, że ten dojazd nad morze wcale nie był taki zły. Dlatego też nie bez powodu pojawiło się na samym początku porównania do filmu drogi. Balthazar zdaje się na swojej płycie rozkręcać dosyć długo i niekiedy nużąco. Niemniej jednak, gdy spojrzymy na “Fever” jako całość, to otrzymamy całkiem niezły album z kilkoma wyróżniającymi się utworami.
Ocena: 7/10
Zobacz też mój ostatni artykuł: http://www.altermusic.pl/amy-winehouse/
1 komentarz
Zuza · 26 września, 2020 o 12:05 pm
Śledzę ten zespół od 2013 roku i muszę przyznać, że Fever to moja ulubiona płyta ich autorstwa. Aż dziwnie mi z myślą, że zaraz miną 2 lata od jej premiery 😮
Nowy wpis na the-rockferry.pl