Istnieje wielu artystów, na których nowe dzieła czeka się z niecierpliwością. W moim przypadku jednym z nich jest James Blake. Po niespełna 3 latach brytyjski muzyk wraca z płytą „Assume Form”.
Powiedzieć o Blake’u, że to człowiek wszechstronny, to jak nic nie powiedzieć. Kompozytor, wokalista, tekściarz, w skrócie – człowiek orkiestra! Pierwszą styczność z muzyką Brytyjczyka miałem w 2011 roku trafiając na cover kanadyjskiej piosenkarki Feist pt. „Limit to Your Love”, który znalazł się na jego debiutanckim albumie. To, co wtedy było dla mnie najbardziej interesujące, trwa niezmiennie od 8 lat. Mowa o zestawieniu głosu Blake’a z nieoczywistymi elementami elektroniki oraz umiejętność dopasowania się do wielu muzycznych światów.
Assume Form to czwarty studyjny album Jamesa i jednocześnie pierwszy, gdzie występuje tak wielu gości. Travis Scott, Metro Boomin, Moses Sumney, Rosalía oraz Andre 3000 nadają wraz z Blakem tej płycie wielu odcieni (głównie szarości), przez co czuć na niej różnorodność i panującą spójność. Widać to na każdym etapie tego krążka. Rozpoczynamy od spokojnego i pełnego emocji „Assume Form”, aby zaraz po nim przenieść się wraz z Travisem Scottem i Metro Boominem do chłodnego kawałka „Mile High”. Współpraca tej trójki według mnie jest najlepszym elementem tej płyty.
Głos trzydziestolatka jest tak uniwersalny, że pasuje nawet do znanego ze słynnej grupy Outcast Andre 3000. Myślę, że gdyby przyszło mu kiedykolwiek nagrać coś ze znaną popową gwiazdą, to byłoby to na równie wysokim poziomie. Po duecie „Where’s The Catch” następuje bardziej refleksyjna część tej płyty. To właśnie tutaj pojawia się utwór „Don’t Miss It”, który dzięki muzycznej prostocie i komputerowymi modulacjami głosu tworzy unikalny kontrast.
Nowa płyta – wciąż wysoki poziom
Na uwagę zasługuje przemiana, jaką Blake przeszedł w ciągu kilku lat od ostatniej płyty. Nie panuje tu tak depresyjny klimat jak, chociażby na albumie „Overgrown” wydanym w 2013 roku. Według muzyka uporał się z tym wszystkim dzięki swojej partnerce, czego dowodem jest tekst do piosenki „Power On”.
Słuchając wszystkiego od pierwszej do ostatniej sekundy, można zauważyć zabawę stylami. Czuć tu trap, R&B, neo-soul, a nawet element latynoskich brzmień za sprawą duetu z Rosalíą. Zabawa ta co najważniejsze nie kończy się klapą, a sam artysta odnajduje się w niej znakomicie.
Każdemu, kto nie miał jeszcze okazji zapoznać się z twórczością Jamesa Blake’a, polecam ten album. I choć słuchałem tej płyty wielokrotnie, to wciąż nie mogę znaleźć na niej większych wad. Przyznam szczerze, że nie spodziewałem się tak mało eksperymentalnego materiału. Sugerując się wydanym rok wcześniej singlem „If The Car Beside You Moves Ahead”, wydawało mi się, że upłynie sporo czasu, zanim przyzwyczaję się do tego typu nowości od Brytyjczyka. I tak samo, jak zaskoczony byłem tym numerem, tak samo zdziwiłem się podczas premiery „Assume Form”.
Podsumowując, płyta ta jest moim zdaniem jednym z najlepszych dotychczasowych projektów Jamesa Blake’a. Wyróżnia go przede wszystkim dojrzałość artysty, a także pomysł realizowany konsekwentnie od początku do końca. Nie znajdziemy utworów `’zapychaczy”, które mają sprawić, że album będzie trwał dłużej. Brytyjczyk wchodzi prawdopodobnie w najlepszy moment swojej kariery i oby trwał on bardzo długo, bo każdy realizowany w ostatnim czasie przez niego projekt jest wart uwagi.
Ocena 9/10
0 komentarzy